Info

avatar Witam. Na rowerze jeżdzę od dzieciństwa. Od roku 2004 robiłem po ok. 1000-1500km rocznie. W kwietniu 2012 roku zarejestrowałem się na bikestats.pl, co zmobilizowało mnie jeszcze bardziej do jazdy. Zachęcam do czytania oraz komentowania moich wpisów.
Więcej o mnie.

Informacja o kategoriach

Każdy mój wpis przyporządkowany jest do różnych rodzajów kategorii: dystans (d), województwo (w) (domyślnie mazowieckie), z kim jechałem bądź w jakiej grupie (z). Wyszczególniłem również kilka dodatkowych kategorii tematycznych (t), bądź związanych z danym miastem, miejscem (m).

Rok bieżący


button stats bikestats.pl



Lata poprzednie


button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Smog w Warszawie


Polecane serwisy


Wpisy archiwalne w kategorii

kRumunia

Dystans całkowity:1334.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:77:13
Średnia prędkość:17.28 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:83.40 km i 4h 49m
Więcej statystyk
  • DST 82.00 km
  • Czas 05:03
  • VAVG 16.24 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 12/16

    Wtorek, 24 lipca 2018 | Komentarze 0


    Po wygodnie przespanej nocy podziękowaliśmy gospodarzowi za darmowy nocleg i ruszyliśmy do miasta położonego 600m od granicy. W mieście tym byliśmy wczoraj, ale żeby zobaczyć wesoły cmentarz musieliśmy nadrobić kilkadziesiąt kilometrów Po dojechaniu do miasta udaliśmy się do restauracji aby ostatni raz zjeść rumuński deser - Papanasi (pączki polane gęstą śmietaną i jagodami). Palce lizać.

    Wychodząc z restauracji Jarek G. zapomniał aparatu, który przez całą podróż miał przewieszony na plecach. Oczywiście wzięliśmy go i czekaliśmy kiedy sobie o nim przypomni. Odprawa na przejściu trwała może z 10 minut. Na Ukrainie musieliśmy wymienić Leje na Hrywny. Miejscowi skierowali nas do sklepu wielobranżowego, w którym za ladą siedziała starsza pani. Na półkach chleb, piwo i inne artykuły spożywcze, chemiczne i o dziwo, okazało się, że także Pani wymienia kasę. Jechaliśmy dalej po wyznaczonej trasie w pełnym słońcu. Udało nam się zwiedzić cerkiew, w której Pan Kościelny coś naprawiał. Wpuścił nas do środka i na chór. Porozmawialiśmy trochę z nim i nawet zaproponował nam nocleg u siebie, ale ponieważ była wczesna godzina, pojechaliśmy dalej. Drogi na Ukrainie straszne w porównaniu z Rumunią - jedziemy slalomem, omijamy dziury. Do tego Ci szaleni kierowcy, którzy jadą z prędkością jak po autostradzie.

    Po 2 godzinach słyszę z tyłu głośne "O kur..!". Patrzę do tyłu i widzę Jarka G., który obszukuje plecy w poszukiwaniu aparatu. Zatrzymujemy się i Jarek mówi, że zapomniał go wziąć z restauracji. Potrzymaliśmy go jeszcze w niepewności ale gdy zaczął rozważać już powrót do Rumunii wyjęliśmy aparat. Ulżyło mu. :)

    Upał straszny, jechaliśmy pod wiatr omijając dziury. Robiliśmy częste przystanki w sklepach aby się nawodnić. Dojechaliśmy do miasta Chust, gdzie zjedliśmy obiad. Później pojechaliśmy szukać noclegu na dziko. Nie było łatwo, wszędzie wysoka trawa i zabudowania. Wjechaliśmy w boczną drogę, gdzie znaleźliśmy łąkę.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 72.00 km
    • Czas 03:48
    • VAVG 18.95 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 11/16

    Poniedziałek, 23 lipca 2018 | Komentarze 0


    Pospaliśmy dziś dłużej, do godziny 8. Mieliśmy cały dom dla siebie, więc nikt nas nie budził. Poza kogutem z gospodarstwa obok... Był to jeden z naszych najlepszych noclegów. Trzy pokoje dla pięciu osób, dwie łazienki, duża kuchnia. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, spakowaliśmy się w sakwy i na nie rozwiesiliśmy pranie, które nie wyschło przez noc.

    Znowu jechaliśmy przez Maramureş i podziwialiśmy piękne krajobrazy. Zwiedziliśmy małą drewnianą cerkiew. Region, przez który jechaliśmy słynie z takich cerkwi. Słońce świeciło mocno i było bardzo gorąco. Dojechaliśmy do klasztoru Bârsana, gdzie znajdują się piękne drewniane cerkwie położone pośród kolorowych ogrodów. Widok jak z bajki. No ale trzeba jechać dalej, granica z Ukrainą coraz bliżej. Dojechaliśmy do przygranicznego miasta i udaliśmy się na obiad. Ale granicy jeszcze nie przekraczamy. Odbiliśmy 20 km na zachód.

    Dojechaliśmy do miasta Săpânța, gdzie znajduje się wesoły cmentarz - coś niesamowitego. Drewniane nagrobki, na których wyrzeźbione i wymalowane na kolorowo są scenki z życia pochowanych tam ludzi z opisami ich życia, pisane w pierwszej osobie. W tej samej miejscowości znajduje się najwyższy drewniany kościół na świecie. Przy cmentarzu spotkaliśmy motocyklistów, a przy kościele rodzinę z Polski. Zamieniliśmy kilka zdań i pojechaliśmy w kierunku granicy. Jadąc, szukaliśmy miejsca na nasz obóz. Zaczęliśmy się rozbijać na miejscami podmokłej łące. Miejsce nie najlepsze, w pobliżu droga. Nagle w naszym kierunku jedzie samochód. Pomyśleliśmy, że to właściciel, i że pewnie zaraz nas przegoni. Okazało się, że Pan prowadzi pensjonat położony kilkaset metrów dalej. Zaproponował nam za darmo nocleg w jednym z pokoi. Trafiło się nam jak ślepej kurze ziarno. Tym bardziej, że wieczorem była ulewa. Prysznic, wieczorna rozmowa, trochę śmiechu i spanie. Jutro wjeżdżamy na Ukrainę.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 103.00 km
    • Czas 05:57
    • VAVG 17.31 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 10/16

    Niedziela, 22 lipca 2018 | Komentarze 0


    Ruszyliśmy wcześnie, o 7:10. Słońce świeci, ale namioty strasznie mokre. Spakowaliśmy się i po ruszeniu okazało się, że mam dziurę w dętce. Szybka wymiana i ruszamy do miasta na stację benzynową na śniadanie i suszenie namiotów. Na stacji mimo wczesnej pory siedziało dużo ludzi i popijało kawę. Rozłożyliśmy namioty na środku placu i przy ludziach kulturalnie pijących kawę wyjęliśmy nasze reklamówki z jedzeniem. W Rumunii nie ma zakazu palenia w miejscach publicznych, więc palili ile mogli przy naszym śniadaniu.

    Są czasem takie dni na wyprawie, że nie ma co zwiedzać, a trzeba przemieścić się jakiś dystans. Dziś nastał właśnie taki dzień. Jechaliśmy przez przepiękne tereny, pogoda była świetna a humory dopisywały. Mijając kolejne wsie i miasta zaliczaliśmy magazyny i popijaliśmy kawę z automatów wendingowych, które w Rumunii znajdują się w każdej większej wsi. Przy automatach i sklepach zawsze są ławeczki, czasem stoliki. W jednym z miast zjedliśmy obiad w małej ale klimatycznej restauracji. Po nim czekał nas 20 kilometrowy podjazd 400 m w górę, a następnie zjazd.

    Jadąc zatrzymaliśmy się na wiejskim festynie. Znowu zostaliśmy mile przyjęci przez ludzi ubranych w ludowe stroje. Poczęstowali nas polentą z serem i oczywiście nie obyło się tym razem bez śliwowicy. Specjalną dawkę przygotowali dla Jadzi. Jak zwykle dała radę. I tak sobie jechaliśmy dalej mijając wsie, gdzie na ławkach siedziały starsze kobiety ubrane w czarne chusty, wiele z nich pozdrawiało nas machając ręką. I w takim błogim nastroju, przy zachodzącym słońcu dojechaliśmy do naszego noclegu w Leud. Tym razem nocleg pod dachem. Trzeba było zrobić pranie i wziąć prysznic.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 54.00 km
    • Czas 03:13
    • VAVG 16.79 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 9/16

    Sobota, 21 lipca 2018 | Komentarze 0


    Ruszyliśmy przed godziną 8:00. Zjechaliśmy, a raczej sprowadziliśmy rowery z "noclegowej góry" po błocie i wodzie. Nasze rowery po ośmiu dniach wyprawy wyglądały jak po zawodach MTB. Najgorzej wyglądał rower Jarka G., który nie miał błotników. Zjechaliśmy kilometr z trasy w dół do wsi Hetiur. Znaleźliśmy sklep, rozłożyliśmy namioty na płotach, zrobiliśmy zakupy i zaczęliśmy robić śniadanie. Mimo, że była niedziela przed sklepem stało już kilku klientów z piwem w ręku.

    Pani w sklepie po usłyszeniu słowa "woda" zrobiła duże oczy i zapytała "Polonezii? Jarek J. odpowiedziałem, że tak, Polonia. Pani całkiem nieźle mówiła po polsku, bo pracowała parę lat wcześniej w Niemczech z Polakami. Kiedy jedliśmy Pani wyszła ze sklepu, powiedziała do siedzących na ławeczce, że my to Polacy i znowu się zaczęło. Usłyszeliśmy polskie słowa, w tym "wódka" i najpopularniejsze polskie przekleństwo. Podjechał autobus i kierowca kiedy dowiedział się, że jesteśmy Polakami także rzucił coś po naszemu. Zrobiło się miło i wesoło. Jeden pan zaraz poszedł do sklepu przyniósł piwko i nie było mowy o odmowie. Honory czynił Jarek J. Szybko zwinęliśmy namioty i pojechaliśmy dalej.

    Po drodze spotkaliśmy pierwszych na naszej wyprawie sakwiarzy i byli to Polacy z Los Locos Cyclistas. Jechali z Przemyśla do Istambułu. Chwilę porozmawialiśmy I ruszyliśmy dalej do miasta Targu Mures na dworzec kolejowy, żeby znowu nadrobić kilka straconych kilometrów . Tym razem dokładnie zobaczyliśmy o której jest odjazd pociągu, żeby nie było jak ostatnio. Trzy godziny jazdy w komfortowym szynobusie. Dojechaliśmy do miasta Bistrița, gdzie znaleźliśmy świetną restaurację. Zjedliśmy obiad i jak zwykle zrobiliśmy zamieszanie z ładowaniem telefonów i powerbanków. Po jedzeniu od razu udaliśmy się szukać noclegu na dziko, poza granicami miasta. Ponieważ robiło się już ciemno nie wybrzydzaliśmy z szukaniem odpowiedniego miejsca. Trafiła nam się polanka na lekkim wzniesieniu. Pełno pająków, koników polnych i innego robactwa oraz miejscami trochę ściętych krzaków z kolcami.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.









    • DST 87.00 km
    • Czas 05:07
    • VAVG 17.00 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 8/16

    Piątek, 20 lipca 2018 | Komentarze 0


    Całą noc padał deszcz. Spakowani siedzimy czekając na jakieś przejaśnienie, ale niestety tak jak wczoraj, deszcz pada i pada. Śpiewamy Jarkowi G. sto lat, ponieważ tego dnia obchodził urodziny. O godzinie 11:00 ruszamy w strugach deszczu, ale mamy problem z wyjechaniem z posesji, ponieważ opady spowodowały wylanie małych rzeczek i woda ostrym nurtem spływała po chodnikach i ulicy. Część posesji jest całkiem zalana wodą. Na skrzyżowaniu w małym miasteczku, woda płynęła z taką siłą i było jej tyle, że samochody miały problem z przejechaniem. W takich wypadkach zawsze niezawodny jest Rafał, który ubrał skarpetki wodoodporne i ochraniacze na stopy, wziął ostry rozpęd, dojechał do połowy i... podparł się nogą, ponieważ nurt był tak silny, że o mało by go przewrócił. Zatrzymał się na środku z wodą do kolan. Nie było możliwości aby pojechać inaczej, dlatego zdjęliśmy buty i skarpetki i boso przeszliśmy z rowerami przez wodę.

    W kolejnej wiosce spotkaliśmy starsze panie wychodzące z cerkwi z kawałkami chleba w ręku. Nie wiem czy tak źle wyglądaliśmy, ale każdy z nas otrzymał kawałek chleba. Deszcz przestał padać i zaczęło robić się ciepło. Dojechaliśmy do miasta Făgăraș, gdzie zrobiliśmy przerwę przy fortecy. Pojechaliśmy dalej i kiedy wszystkie ubrania i buty wyschły, znowu zaczęło padać. Jadąc dalej nawet wyszło słońce i zrobiło się bardzo ciepło. Dojechaliśmy do miasta Rupea, gdzie podziwialiśmy zamek znajdujący się na wysokim wzniesieniu. Przeczytałem o nim kilka zdań i podjechaliśmy na stacje kolejową aby nadrobić stracone przez deszcz i inne okoliczności kilometry. Kupiliśmy bilety na pociąg i chłopaki pojechali do sklepu na zakupy. Dosłownie za kilka minut pociąg podjeżdża, wsiadam z Jadzią, drzwi się zamykają i... ruszamy. Okazało się, że źle spojrzeliśmy na godzinę odjazdu, chłopaki zostali w sklepie a my już jedziemy do Sighișoary. Tekst Jarka G. po tym jak wrócili na stację i zobaczyli, że nas nie ma: "Tego jeszcze nie grali".

    Mieli do wyboru albo czekać na następny pociąg 2 godziny albo jechać rowerami. Wybrali jak przystało na Turistasów jazdę 50 km rowerem. Okazało się, że trasa do Sighișoary, którą sobie wyznaczyli jest szutrowa, a padający wcześniej deszcz sprawił, że miejsca również błotnista. Przy jednym z wiejskich sklepów spotkali Szeklerów, czyli grupę etniczną Węgrów zamieszkująca wschodnią część Siedmiogrodu. No i się zaczęło... Polak Węgier dwa bratanki... Podobno nie chcieli ich wypuścić ze sklepu. W tym czasie ja i Jadzia dojechaliśmy do Sighișoary, zwiedziliśmy piękną starówkę, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu na dziko. Zapadał już zmrok kiedy znaleźliśmy miejscówkę do spania. Dzięki udostępnianiu swojej pozycji w Locusie, bez trudu się znaleźliśmy. Tego dnia chłopaki zrobili 160 km, a ja i Jadzia tylko 83. :)

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.









    • DST 69.00 km
    • Czas 04:20
    • VAVG 15.92 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 7/16

    Czwartek, 19 lipca 2018 | Komentarze 0


    Deszcz padał całą noc a rano nie zapowiadało się, żeby przestało. Perspektywa dalszej jazdy nie zapowiadała się ciekawie. Poczekaliśmy do 11:00 i w strugach deszczu z reklamówkami na butach ruszyliśmy na podbój Trasy Transfogarskiej. To było chyba najgorsze 15 km w naszym rowerowym życiu. Deszcz, wiatr, przenikające zimno no i niekończący się podjazd. Każda ewentualna przerwa oznaczała wychłodzenie. Dlatego jechaliśmy powoli ale bez przerw. Nie było nawet motywacji, żeby wyjąć aparat i zrobić zdjęcie. Jedyne co można było podziwiać to super wodospady, które przy ulewach wyglądają niesamowicie. Jarki i Mizerescu uciekli mi i Jadzi, żeby nie zamarznąć. Ja z Jadzią pomału toczyliśmy się do przodu. Czym wyżej tym zimniej i mocniejszy wiatr. Kilometry i wysokość jakby stały w miejscu. W pewnym momencie zobaczyliśmy samochód campingowy i postanowiliśmy schować się za nim przed wiatrem na moment. Tylko oparliśmy rowery i już byliśmy zaproszeni do środka. Niemieckie małżeństwo poczęstowało nas gorącą herbatą z miodem oraz czekoladą. To nas uratowało i pozwoliło jechać dalej.

    Końcówka podjazdu to tunel długości ponad 1 km. Ciemny i zamglony. Prawie nic nie było widać mimo świecenia. Na górze pełno turystów przy straganach. Ale nam zależało tylko na ogrzaniu się. Podjechałem z Jadzią do schroniska, w którym czekała już reszta ekipy. Przebraliśmy się w suche rzeczy, zjedliśmy obiad i grzaliśmy się palinką. Spędziliśmy tam pewnie ze 3 godziny. Mgła cały czas się utrzymywała, widoków zero. Po zjechaniu około 100 m w dół przestało padać i zrobiło się ciepło. Droga mokra i strach było szybko zjeżdżać. Kto ma tarczówki mógł troszkę poszaleć. Czasami otwierało się okienko pogodowe i można było zobaczyć poniżej kilka serpentyn.

    Po zjechaniu na dół zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Zrobiliśmy rezerwację na bookingu. Zrobiliśmy pranie i rozpoczęliśmy wielkie suszenie. Tego dnia długo nie zapomnimy. :)

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 76.00 km
    • Czas 05:14
    • VAVG 14.52 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 6/16

    Środa, 18 lipca 2018 | Komentarze 0


    Po ciężkim wtorku pozwoliliśmy sobie na dłuższe spanie. Zbudziły nas psy i znowu głośna muzyka. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy. Po 4 km dotarliśmy do większego miasta Curtea de Argeș. Zrobiliśmy zakupy w Kauflandzie i zwiedziliśmy prawosławną Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej. Odbiliśmy na północ w kierunku Trasy Transfogarskiej. Podczas podjazdu delektowaliśmy się wspaniałymi widokami.

    Po 5 godzinach i 35 km dotarliśmy do wielkiej zapory nad jeziorem Vidraru. Objechaliśmy jezioro, żeby zacząć podjazd na Trasę Transfogarską. Zaczęliśmy dzień na wysokości 445 m a a skończyliśmy go w miejscowości Piscul Negru na wysokości 1230m. W tych okolicach jest dużo niedźwiedzi i nie było sensu ryzykować spaniem pod namiotami. Zresztą psuła się pogoda; Znowu znaleźliśmy jakiś dziwny pensjonat - wlaściciel przywitał nas Palinką.

    Następnego dnia czekał nas 15 km wjazd na wysokość 2274 metrów, na najwyższy punkt naszej wyprawy, a później około 25 km ostro w dół - Mizerescu już zaciera ręce... ;)

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 109.00 km
    • Czas 07:06
    • VAVG 15.35 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 5/16

    Wtorek, 17 lipca 2018 | Komentarze 0


    Ranek powitał nas wspaniałą słoneczną pogodą. Wsiedliśmy na rowery kontynuowaliśmy podjazd na 1300m. Widoki wspaniałe a sklepu po drodze żadnego. Znaleźliśmy jakiś wiejski sklepik, ale asortyment jak w poprzednich. Chleba Pan nie chciał sprzedać, ponieważ był już zarezerwowany dla lokalesów. Brali go chyba po 5 bochenków. Usiedliśmy przed sklepem, dojedliśmy co kto miał i pojechaliśmy dalej. Dotarliśmy pięknym wąwozem do jaskini Pestera, która nie zrobiła na nas większego wrażenia.

    Na jakimś punkcie widokowym podziwiając widoki, usłyszeliśmy znajomy język. Młodzi Polacy samochodem podróżowali przez Rumunię i inne kraje Europy. Chwilę porozmawialiśmy. Powiedzieli nam, że za jakieś 40 km jest większy sklep. Dojechaliśmy tam, zrobiliśmy zakupy i poszliśmy na obiad i ruszyliśmy dalej. Widzieliśmy po drodze wielu pasterzy z owcami, ludzi z kijkami stojącymi przy krowach, które bardzo często same chodziły sobie po ulicy wstrzymując ruch.

    Mijając miasteczka i wioski można zauważyć, że ludzie całe popołudnia siedzą na ławkach przed domami i rozmawiają ze sobą. Ten zwyczaj w Polsce prawie już zanikł. Tego dnia nie mieliśmy innych atrakcji do zobaczenia i chcieliśmy przejechać jak najwięcej kilometrów. Pod koniec dnia trafiliśmy na sześć "hopek", każda po 100 metrów w górę i z 8% wzniosem. To nas dobiło po całym dniu jazdy w górach.

    Chcąc się wyspać przed następnym trudnym dniem, chcieliśmy przenocować pod dachem. Jadąc zobaczyliśmy dom z napisem "pensjone" i podjechaliśmy. Głośna muzyka a'la Julio Iglesias i właściciel w pidżamie. :) Jarek G. dogadał się co do ceny i nocowaliśmy w typowo rumuńskim starym domu - pensjonacie, który lata lata świetności ma już za sobą. Udało nam się zrobić pranie w pralce. Warunki może nie luksusowe, ale klimat fajny. Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Tego dnia przejechaliśmy 109 km.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 65.00 km
    • Czas 04:37
    • VAVG 14.08 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 4/16

    Poniedziałek, 16 lipca 2018 | Komentarze 0


    Wstaliśmy o 6:45 i ruszyliśmy bez śniadania w poszukiwaniu sklepu. W Rumunii w małych miastach jest z tym problem. Sklepów jest mało a asortyment dosyć ubogi. Z tego co się zorientowaliśmy pieczywo jest dostarczane około 9:00. Coś jednak kupiliśmy i jak przystało na Turistasów śniadanie zjedliśmy na głównym placu przy kościele warownym. Zwiedziliśmy kościół i pojechaliśmy do Braszowa. Kolejnym punktem naszej wyprawy był wjazd kolejką linową na zamek Rasnov. Tam zjedliśmy obiad naładowaliśmy telefony i powerbanki i dojechaliśmy do miejscowości Bran, gdzie znajduje się zamek Drakuli. Wlad Palownik zamknął jednak przed Rafałem Mizerescu swe wrota. Zajechaliśmy od tyłu, gdzie Jadzia załatwiła nam wejściówki na teren zamkowego parku, gdzie zrobiliśmy fotki. Ruszyliśmy dalej. Od tego momentu rozpoczął się podjazd pod górę po serpentynach. Przy jednej z nich na polance znaleźliśmy świetny nocleg w cudownym otoczeniu gór. Tuż przed spaniem zauważyłem nadciągającą burzę, która szczęśliwie minęła nas bokiem. W nocy Jadzia znowu zbudziła nas słysząc wycie psów oraz osła, którego pomyliła z niedźwiedziem.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.







    • DST 76.00 km
    • Czas 04:47
    • VAVG 15.89 km/h
  • Sprzęt Unibike Expedition GTS
  • Wyprawa 2018 - Rumunia&Ukraina - dzień 3/16

    Niedziela, 15 lipca 2018 | Komentarze 0


    Rano wjechaliśmy starą koleją gondolową na wysokość 2000 m. Było tak wietrznie, że Jarkowi G. wywiało na górze bilet. Na szczęście został odnaleziony kilka metrów poniżej. Po zjechaniu na dół zwiedziliśmy w Sinaia dwa zamki. Później podjechaliśmy do Decathlonu w Braszowie i ruszyliśmy dalej zwiedzić kościół warowny w Prejmar. Niestety był już zamknięty, podziwialiśmy go z zewnątrz przy pięknym popołudniowym słońcu. Przed zachodem słońca zajechaliśmy na stacje paliw gdzie oglądaliśmy ostatnie 10 minut finałowego meczu MŚ Francja-Chorwacja. Ciężko było znaleźć miejsce do rozbicia namiotów, ale jakoś się udało.

    Kliknij -- TUTAJ -- aby obejrzeć zdjęcia z tego dnia wyprawy.